niedziela, 7 czerwca 2015

Prolog

23 lipca 2014, godzina 00:12:36 

Późna godzina dawała o sobie znaki, kiedy moje oczy z minuty na minutę stawały się coraz cięższe. Ciche powarkiwanie silnika i głos Eda Sheerana wydobywający się z samochodowych głośników wprawiał mnie w błogi stan, a moja koncentracja, by utrzymać się na drodze słabła z każdym kolejnym dźwiękiem dobiegającym do moich uszu. Kto by pomyślał, że kilkugodzinna podróż powrotna do domu może być tak wyczerpująca. 
Ostatni tydzień spędziłam na odwiedzinach mamy, która niespełna rok temu przeprowadziła się ze Stratford do nowego faceta, który jak twierdziła odmienił jej życie i pozwolił przeżywać utraconą młodość na nowo. Nie mnie było oceniać, ale jeśli miałam być szczera - kompletnie oszalała na jego punkcie. Spokojna dawniej kobieta, dbająca o dom, ubierająca się czasem jakby jedną nogą utknęła w latach siedemdziesiątych, teraz była nie do poznania. Krótko ścięte włosy koloru blond, mocny makijaż (na który nigdy wcześniej by się nie odważyła), bluzka z dużym wycięciem na dekoldzie i kłusa skórzana spódniczka. Dacie wiarę? Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ją taką, nie potrafiłam uwierzyć własnym oczom. Otworzyłam szeroko usta, mrugając oczami w przyspieszonym tempie. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie nawet najcichszego dźwięku. Na pierwszy rzut oka zupełnie nie przypominała mojej matki, ale kiedy na jej twarz wpełznął jak zawsze szczery uśmiech, wtedy zrozumiałam, że pomimo zewnętrznej zmiany wszystko pozostało takie samo. W jednej chwili u jej boku wyrósł wysoki mężczyzna - brunet z kilkudniowym zarostem, czekoladowych oczach i wytartych jeansach. To był właśnie Evan, o równe dwanaście lat młodszy facet, który skradł serce mojej matki. 
Kiedy samochodem szarpnęło na bok otworzyłam szeroko oczy i zjeżdżając pospiesznie na pobocze zatrzymałam pojazd. Na drodze nie było żywej duszy, a między drzewami rozciągającymi się z każdej strony gdzieniegdzie świeciły się żółte ślepia. Oparłam głowę o zagłówek i przecierając zmęczoną twarz próbowałam przywrócić sobie przytomność. Do tabliczki z napisem "Witamy w Stratford" została jeszcze niecała godzina, a mój organizm powoli zaczynał się poddawać. Zerkając przed siebie, zauważyłam pulsujące światełko na tablicy rozdzielczej wskazujące kończący się zapas paliwa. 
- Jasna cholera... - powiedziałam uderzając ręką w kierownice. Stałam na kompletnym zadupiu, a benzyny starczyłoby mi na przejechanie niecałych kilkunastu kilometrów. Miałam nadzieję, że gdzieś niedaleko znajdę czynną stację benzynową, bo nie miałam zamiaru tkwić tutaj do rana czekając na pomoc drogową albo jakiegoś uprzejmego kierowcę, który pomógłby mi odholować auto. Zjeżdżając ponownie na ulicę podgłośniłam radio, by pozwoliło mi utrzymać się w trzeźwym stanie. Wybijając rytm palcami, podążałam spokojnym tempem co chwilę zerkając we wsteczne lusterka z nadzieją, że może ktoś jeszcze o tej porze wybrał się w podróż. 
- Stacja benzynowa za dwa i pół kilometra - usłyszałam głos kobiety w GPS'ie, która jako jedyna odgrywała rolę mojego ''towarzystwa''. 
- Dzięki Bogu! - krzyknęłam ożywiona, a pięć minut później dostrzegłam niewielki budynek stacji oświetlony ze wszystkich stron. Skręciłam w lewo podjeżdżając pod miejsce do tankowania i wysiadając z samochodu ruszyłam w kierunku sklepu po kogoś, kto zechciałby mnie obsłużyć. Łapiąc za klamkę pchnęłam szklane drzwi, które ustąpiły z cichym dzwonieniem dzwoneczka sygnalizującym przybycie nowego klienta. W środku panował hałas pomimo tego, że na pierwszy rzut oka nie dostrzegłam nikogo w zasięgu mojego wzroku. Ruszyłam pewnym krokiem przed siebie, a tupot moich butów odbijał się w całym pomieszczeniu. 
- Dobry wieczór, chciałabym zatankować samochód, czy mogłabym prosić o pomoc?! - powiedziałam podniesionym głosem z nadzieją, że właściciel jest gdzieś na zapleczu. Podeszłam do kasy i wyczekując na jakąkolwiek odpowiedź oparłam łokcie na blacie obok regału ze słodyczami. Rozejrzałam się dookoła dostrzegając na podłodze czerwoną plamę. Ketchup - pomyślałam odwracając wzrok w drugą stronę, jednak niecałe pół metra dalej znajdowała się kolejna plama czerwonej cieczy, dużo większa od poprzedniej. Wtedy zrozumiałam, że to wcale nie był ketchup..., to była krew
Cichy pisk wydostał się z moich ust, kiedy dostrzegłam zakrwawioną dłoń leżącą na ziemi. Reszta ciała leżała wygięta pod nienaturalnym kontem tuż za ladą, o którą chwilę temu byłam oparta. Zaczęłam wycofywać się do tyłu na oślep wodząc wzrokiem między półkami z nadzieją, że ktokolwiek to zrobił już dawno oddalił się z tego miejsca. 
- Cicho! Chyba mamy gości... - męski głos dobiegł do moich uszu, a oczy w jednej chwili stały się duże jak spodki. W jednej chwili cała nadzieja, którą pokładałam w to, że jestem tu sama runęła niczym szklana butelka, którą przypadkiem strąciłam na ziemię. 
- Lepiej, żebyś tym razem nie żartował, sprawdzę to a ty pakuj towar - usłyszałam warknięcie, a następnie ciężkie kroki, które nabierały na sile z każdą mijającą sekundą. Stałam jak wmurowana z nadzieją, że cała ta sytuacja jest tylko wytworem mojego zmęczonego umysłu. Chwilę później wysoka, dobrze zbudowana postać ubrana na czarno wyłoniła się zza otwartych drzwi zaplecza. Twarz zakryta była maską, a niewielkie wycięcia po obu stronach pozwoliły mi na dostrzeżenie rozgniewanych oczu koloru płynnego karmelu. Pod cienkim materiałem wyraźnie zarysowały się mocno ściągnięte brwi. Już po mnie - pomyślałam po czym puściłam się biegiem przed siebie w stronę zaparkowanego niedaleko samochodu. Szybkim szarpnięciem otworzyłam drzwi i siadając za kierownicą odpaliłam silnik, który z głośnym rykiem wrócił do życia. Zwolniłam hamulec ręczny i z całej siły przyciskając nogą pedał gazu ruszyłam z piskiem opon do przodu. Mimo radości, która mnie ogarnęła kiedy udało mi się ponownie skręcić na pustą o tej porze asfaltową drogę poczułam silne wstrząsy, które mogły świadczyć tylko o jednym... 
- Niech to szlag! - wrzasnęłam z wyczuwalną paniką w głosie. Ktoś przebił wszystkie opony, a cień czyjejś sylwetki mignął mi we wstecznym lusterku. 
Z bijącym w gardle sercem zablokowałam drzwi i rozglądając się dookoła szukałam mężczyzny, który jeszcze chwilę temu przeszywał mnie płonącymi oczami. Wyjmując telefon z kieszeni próbowałam wystukać numer alarmowy na czarnym jak smoła ekranie. 
- Jak to rozładowany?! Przecież ładowałam go przed wyjazdem! - piszczałam pogrążona w ataku paniki, która nie pozwalał mi na racjonalne myślenie. 
Nagle, gdzieś w oddali ujrzałam migoczące światło. Ktoś nadjeżdżał i był moją jedyną nadzieją na pomoc. Wysiadłam z auta nie myśląc o tym, że gdzieś w pobliżu nieznajomy czyha na moją śmierć i ruszyłam ile sił w nogach przed siebie prosto na nadjeżdżające BMW. Oślepiające światło nie dało mi szansy na rozeznanie się w terenie. Głośny pisk i ryk klaksonu bębnił mi w uszach. Zakryłam twarz ramieniem, by uchronić się przed najgorszym, kiedy poczułam niemiłosierny ból w całym ciele. Siła uderzenia była tak duża, że moje ciało nie wytrzymało, a rażąca biała poświata w jednej chwili ustąpiła miejscu bezkresnej czerni.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

CREATED BY
XASHEWX